Nie ukrywam, że chcę by to określenie wywoływało pewne skojarzenia. Takie jak: pedzie, dzidzie czy amerykańskie fedzie, czyli urzędnicy federalni nazywani tak pogardliwie przez lokalne policje. Na pewno nie chodzi o celownik rzeczownika menada, określający dionizyjską, szaloną bachtankę. Może mi nie wyszło, ale cóż, próba nie strzelba.
Najlepiej ich porównać ze starymi żołnierzami w tak zwanej wojskowej fali. W armii starzy gówno znaczą, zresztą w armii każdy gówno znaczy, o ile nie ma wojny albo wojsko nie objęło władzy. Żołnierze ze stażem znaczą jedynie coś, wobec tych świeżych, rekrutów i w pełni tę władzę wykorzystują.
Pamiętam jako świeżutki rekrut, najbardziej poddawany byłem torturom wymierzanym przez tych, którzy byli najniższym elementem w łańcuchu pokarmowym armii. Inna rzecz, że byłem już wówczas niemłody, po szkole, stąd jako podchorąży, byłem kiepskim celem. Oni to wiedzieli, ich przyszłość była związana z wojskiem, moja trzymiesięczna, mogłem ją w kiblu na szelkach przeczekać, przespać. Poza tym nas strasznie szybko awansowali. Ich wolniej, dużo wolniej. Wiadomo, porucznik pragnął zostać kapitanem, bo lepsze przydziały, większe mieszkanie, pensja itd. Plutonowy sierżantem, bo zamiast magazynu z bronią i amunicją, gdzie nie mógł nic zakosić, dawano mu – za awansem – pod nadzór magazyn z żarciem, gdzie już miał większą władzę. Takiego jednego plutonowego z magazynu broni pamiętam. Wojsko mu życie uratowało, sprawiło, że ze szczerbatego cywilnego menela, przeobraził się w ważną personę, a nawet mój dowódca plutonu – podporucznik – musiał się z nim liczyć, bo rozliczał mu łuski ze zużytych pocisków, a przecież zawsze ich brakowało, choć nikt ich nie kradł, po prostu ginęły.
Raz właśnie z tym podporucznikiem, poszedłem po naboje, bo oficer musiał mieć tragarza, plutonowy, jak to się mówiło w armii, zjebał mnie okrutnie, że fatalnie wyglądam, nieregulaminowo i że się nie umiem zameldować. Ja oczywiście standardowo odpowiedziałem, że nas jeszcze tego nie uczono, byłem w wojsku od parunastu dni. On sobie użył, poczuł się lepiej, mnie nieco wystraszył, podporucznik był szują, więc nie wiem czy cokolwiek poczuł.
Dzięki takim strukturom, armia stanowi pewną bezwładną i zorganizowaną masę. Wiedzieli o tym totalitarni przywódcy, tworząc funkcję kapo w obozach śmierci, i stawiając przed żołnierzami – strażnikami widmo wschodniego frontu. Wiedzą o tym dziś duże koncerny, z wielką bezwładnością. Menadżer w banku czy makdonaldsie ma szanse na awans, jeśli będzie większym kutasem wobec młodszych rangą. Dla klienta wszyscy oni znaczą tyle samo. Chyba, że chodzi o reklamacje, w których im bardziej dymają klienta, tym więcej punktów zyskują u zwierzchników. Co jest naturalne, firma więcej zarabia.
Na pewno zdarzyło się wam natknąć na ten menadziowy beton. Mnie się zdarzyło. Na przykład w Tesco, gdzie w trakcie nocnych zakupów rozbiłem butelkę bourbona, przerażona kasjerka zawołała menadzia, który stwierdził, że muszę zapłacić, kiedy powiedziałem nie, zawołali ochronę. Ochroniarze to inny temat, prócz emerytowanych milicjantów, którzy są tymi dobrymi, są wśród nich pryszczate osiłki, którzy marzyli o armii czy policji, ale nie przyjęto ich tam z powodu niedyspozycji psychicznych takich jak: sadyzm, depresje maniakalne i inne seksualne zboczenia. Oni wyobrażają sobie, że niepodporządkowany regulaminom klient to strategiczny cel w Afganistanie i marzą o tym by sprzedać mu rakietę w ryj. Że ten pieprzony klient – przestępca, to legendarny gangster, którego właśnie należy w blasku fleszy i kamer rzucić o glebę i zwinnymi ruchami nałożyć mu kajdanki. To jedyne co może się wydarzyć w życiu takiego ochroniarza, jego chwila flar i potęgi.
Wówczas w Tesco tak się wystraszyłem tej nocy, że sam wezwałem policję, ale i tak zapłaciłem, dla świętego spokoju i z przerażenia.
Menadzie często są takim murem, firewallem, który niczym zasieki chroni firmę przed niezadowolonymi klientami. Szeregowy pracownik odsyła nas oczywiście do menadzie, który gówno znaczy, ale ma plakietkę czy mówi o sobie „menadżer”, albo w mailu podpisuje się jakoś tam. Menadzio do spraw potarganych i zasranych. Większość klientów męczy się po odbijaniu piłeczki ze ścianą, stąd rezygnują. Gdy menadzie jest zbyt ambitny i psuje wizerunek firmy, zawsze można go bez skrupułów wypierdolić albo awansować.
Ekstremalną przygodę przeżyłem z menadziami noclegowni Etap w Warszawie. Notabene przy okazji imprezy Onetu Blog Roku. Tak bardzo ich uraziło to, że powiedziałem, iż nic nie znaczą, że wezwali policję, która chroniąc kapitalizm przed kulturą (bo nominację dostałem w takiej kategorii). Natychmiast, nagiego, owiniętego tylko w derkę, przewieźli mnie śródmiejscy, warszawscy stróże prawa, do izby wytrzeźwień (miałem poranne 1,5 promila). Po drodze, w śniegu, dostałem, taki nagi i z kajdanami na plecach jeszcze po ryju. W warszawskiej izbie, już trzeźwy byłem poddawany eksperymentom przez lokalnych mengelów. A który sąd uwierzy, że pijany ma rację, wobec zeznań dwóch policjantów? Nawet żaden sąd nie przesłucha świadka obrony, bo nadużycia policji mogłyby zachwiać poczuciem bezpieczeństwa oglądaczom serialu „Ojciec Mateusz” i innych kryminalnych zagadek.
A pomyśleć, że cała historia zaczęła się od menadziów noclegowni Etap w Warszawie, sztuk dwie, bo w armii liczy się sztuka. Sztuka, która absolutnie nic nie ma wspólnego z kulturą.
Ale taka instytucja menadzia musi być, bo my zjadacze powszedniego, naszego batonika mars, święcący imię M jak miłość, bo jako w serialu, tako i w życiu, musimy czuć się szczęśliwi i bezpieczni. My dobrze naoliwieni i idealnie pasujący do konstrukcji precyzyjnego mechanizmu kart i kredytów musimy być jeszcze lepiej dostosowani, bo jutro należy do nas, a chwała czeka niewidzialna.